Siedzieli objęci tak przez dłuższy czas, gdy z dołu usłyszeli w końcu donośny głos Gordona, który głosił, że zaraz zasiadają do wigilijnej kolacji. Wstali niechętnie odrywając się od siebie. Wolnym krokiem ruszyła na przód, on podążył za nią uśmiechając się szeroko. W momencie, gdy wyciągała szczupłą rękę, aby chwycić i przekręcić złotą, kulistą klamkę poczuła jak świat zaczyna wirować wokół niej, jak grunt usuwa się jej z pod nóg. Ból głowy, silne męskie ramiona, które ją podtrzymują, ciemność, ścisk w płucach, który odebrał jej oddech i jakiś głos, który w panice coś wykrzykiwał tyle zapamiętała.
-Emi? Emily do cholery, nie wygłupiaj się!- krzyknął kładąc delikatnie jej drobne, wątłe ciało na drewnianej podłodze pokoju. Uśmiech z jego twarzy zszedł tak szybko jak się pojawił, ręce trzęsły mu się ze zdenerwowania, a strach zaczął ściskać serce.- Mamo! Gordon! Ona, Emily! Cholera jasna mamo! Ona nie oddycha!
Resztę pamiętał jak przez mgłę. Do pokoju wbiegła Simone, za nią Gordon i Bill. A on dalej siedział i bezradnie przyciskał ją do siebie. Ojczym po chwili wyszedł z komórką w ręku, widział jak mama usilnie coś mu tłumaczy, z ruchu jej ust wyczytał tylko ‘’Będzie dobrze synu.’’. Przeniósł niewyraźne spojrzenie na brata, który stał przy drzwiach. Jego przerażenie w oczach jeszcze bardziej go dobiło. Trzymał w ramionach swoją małą Emily modląc się, aby nic jej nie było. Nie pamiętał kiedy ostatni raz tak się bał, kiedy ostatni raz w ogóle płakał. Teraz nawet tego nie kontrolował, gdyby nie to, że pojedyncza łza spadła z jego bladego jak ściana policzka na trzęsącą się dłoń nie byłby tego nawet świadom.
‘’Bądź przy mnie, gdy
będzie naprawdę cholernie źle… Nie zostawiaj mnie. Trwaj, współczuj, pomagaj,
kochaj.’’
-Zabieramy ją panowie.- odparł chłodno lekarz.- Pan jest chłopakiem?- zwrócił się do przerażonego Toma
-Ttt…tt… tak. Chyba tak… - mruknął gitarzysta
-Chyba?- widząc podejrzliwe spojrzenie stojącego naprzeciw mężczyzny zdobył się na lekki uśmiech
-Tak. Jestem jej chłopakiem.
-Dobrze, pojedzie pan z nami. Proszę, szybko. Chyba nie chce pan mieć dziewczyny na sumieniu?- ponaglił go.
‘’Śmierć zawitała w ich oczach. Przeplatała się
przez jej dłonie, zawładnęła jej ciałem.
On czuł zapach jej satysfakcji i za wszelką cenę nie chciał dać jej wygrać.
Choćby miał sam do niej dołączyć.’’
~~*~~
Opierał się o
białą, szpitalną ścianę raz po raz przecierając dłońmi zmęczoną twarz i
spoglądając na duże plastikowe drzwi, z których oczekiwał wyjścia lekarza.-I co z nią?- w uszach rozbrzmiał się niespokojny głos jego bliźniaka. Odwrócił się w jego stronę, zauważył za plecami Billa podążającą Simone i Gordona.
-A co ciebie może to interesować co?- warknął siadając na plastikowym krzesełku.
-Pan Kaulitz?- usłyszawszy swoje nazwisko momentalnie zerwał się z miejsca, na którym przed dosłownie sekundą usiadł i wręcz podbiegł do człowieka w białym fartuchu.
-Tak to ja. Co z nią panie doktorze?
-Miło mi. Doktor Schrödinger.- mężczyzna w podeszłym wieku wyciągnął lekko żylastą dłoń w stronę gitarzysty, którą on bez wahania uścisnął.- Stan pani Emily Engel jest stabilny, ale niestety pacjentka jeszcze się nie obudziła. Proszę mi powiedzieć, czy pani Engel skarżyła się ostatnio na bóle głowy, kręgosłupa, bądź na zaburzenia wzroku?
-Nie. Nic takiego nie pamiętam- odparł cicho uważnie lustrując postać lekarza
-A na bóle pourazowe? Po wypadku na przykład?
-Pourazowe? Wypadek?- powtórzył słowa z wielkim zdziwieniem przyglądając się mężczyźnie.- Skądże. Przecież wiedziałbym, gdyby uległa wypadkowi.
‘’Była jego światem,
choć dawno temu pozwolił jej odejść. Dziś bał się, że może stracić ją
bezpowrotnie.’’
‘’Zastanów się Kaulitz. Teraz kłamiesz lekarza, a jutro będziesz kłamał ją. Skąd masz pewność, że jej zdrowie nie uległo zmianie tak samo jak jej psychika?’’
-W takim razie będę musiał zlecić dokładne badania. Mimo tego, iż to może na pozór wygląda nie groźnie to jednak mogą to być ciężkie powikłania po zdarzeniach, które miały miejsce w życiu panny Engel. Ale to dopiero, gdy się obudzi.
-Panie doktorze, czy mógłbym wejść chociaż na chwilę do niej?
-Sądzę, że tak. Ale tak ja już mówiłem, pacjentka się jeszcze nie obudziła.- odparł rzeczowo lekarz. Poprawił biały fartuch i właśnie się odwracał by odejść.
-A ile zajmie ta ‘’pobudka’’?- spytał ściskając dłonie w pięści i z niepewnością spoglądając na mężczyznę.
- Co prawda nie jest to śpiączka, no ale cóż… Nigdy nie wiadomo kiedy organizm zechce powrócić do głośnej i skomplikowanej rzeczywistości.
-A dokładniej?- zacisnął usta w wąską linię nie odrywając natarczywego spojrzenia.
-Panie Kaulitz, nie jestem w stanie panu podać dokładniej daty. Jestem tylko lekarze, a nie cudotwórcą.- skwitował szorstko Schrödinger
‘’-Co za palant. To ja tu mam prawo do wyżywania się na innych, ja mam prawo do cholernego i nieskończonego zdenerwowania. Bo to moja malutka Emi leży tu na wpół martwa! Facet chyba zapomina z kim rozmawia. Ot co!’’
- Dzień, dwa, miesiąc, rok… To zależy od samej pani Emily, od jej determinacji i siły.
‘’Dzień, dwa, miesiąc, rok… A może całe życie? Nie, nie możesz tego mi
zrobić. Emi cholera jasna! Ja nie dam sobie rady bez Ciebie. Walcz malutka,
walcz ze wszystkich sił. Będę czekał.’’
Sparaliżował go strach, tym bardziej w momencie, gdy ujrzał jej blade ciało podłączone do miliona przeróżnych kabelków. Leżała nieruchomo okryta kołdrą w tym nieznośnym i strasznym kolorze, którego z sekundy na sekundę nienawidził coraz bardziej. Oddychała z wielkim trudem, jej klatka piersiowa prawie niewidocznie podnosiła się i opadała.
‘’Każdego dnia uciekało z niej życie, a ja stałem obok jak ten pieprzony widz na
filmie i nie mogłem nic zrobić.’’
Podszedł bliżej w drodze chwytając za czarne krzesełko. Usiadł na jego skraju, objął jej chłodną, zdrętwiałą dłoń i lekko ścisnął. Czuł jak ściska go w dołku, jak wredny los postanowił po raz kolejny zabawić się jego poukładanym życiem. Miał ochotę krzyczeć i śmiać się jednocześnie. Bo przecież to było niedorzeczne, że ona tu leży. Każdy mógłby być na jej miejscu, ale dlaczego ona? Taka silna, pewna siebie, nie zwyciężona. Zacisnął mocno żuchwę, spuścił głowę, przymknął powieki.
‘’W tamtym momencie chciałem położyć się obok Ciebie i umrzeć. I
zrobiłbym tak, gdybyś odeszła.’’
‘’ Ich schrei in die Nacht für dich
lass mich nicht im Stich
Spring nicht
die Lichter fangen dich nicht
Sie betrügen dich
Spring nicht
Erinner dich
an dich und mich
Die Welt da unten zählt nicht
Bitte spring nicht’’
~~*~~
Stał w korytarzu przyglądając się zza szklanej szyby
cierpieniu brata. Ich bliźniacza więź sprawiła, że niemalże czuł ją w samym
sobie. Czuł jego bezradność, jego głuche wołanie o pomoc, każdą jego łzę, która
oznaczała, że jest jeszcze gorzej niż ktoś może sobie wyobrazić. Gdyby miał
szczerze teraz odpowiedzieć kiedy Tom po raz ostatni płakał to albo by skłamał,
albo by po prostu nie odpowiedział. Oczywiście złość na samą zainteresowaną nie przeszła mu, choć w tym momencie spadła na dalszy plan. Jego bliźniak teraz był najważniejszy, jego celem było jak na dobrego brata przystało trwać przy nim i go wspierać chociaż tak bardzo nienawidził Emily za to co zrobiła z Tomem. Pamiętał, doskonale pamiętał jego przekrwawione oczy, niedbale ułożone włosy, te same ciuchy od tygodni, odór alkoholu i papierosów z jego ust oraz to puste spojrzenie, którym obarczał go za każdym razem, gdy pozwolił sobie na wtargnięcie do jego pokoju, albo raczej pobojowiska. Bo w tamtym czasie sypialnia Toma przeszła wręcz męczarnie. Porozwalane butelki, talerze z nietkniętym obiadem, rozrzucone ciuchy, potłuczone szkło, podarte zdjęcia, walające się po podłodze pety. Wtedy to było jego azylem, zamknął się tego pamiętnego wieczoru w nim i przez najbliższe miesiące z niego nie wychodził. Nawet groźby samego Davida nic nie pomogły.
Ale on trwał przy nim. Codziennie przychodził, pukał do drzwi dobrze wiedząc, że nie zostaną one mu otwarte. Wtedy siadał opierając się o nie plecami, podciągał szczupłe nogi pod brodę i godzinami opowiadał bratu przeróżne dziwne historię. Robił tak przez wiele długi tygodni. Był cierpliwy, nie unosił się, nie krzyczał, tylko pomału, krok po kroku docierał do Toma. Pomagał mu w każdy możliwy i znany mu sposób. Podnosił go każdego dnia, wyciągał do niego dłoń choć tyle razy była przez niego odrzucana. Aż w końcu w pewien sobotni wieczór, gdy siedział na sofie w salonie przeglądając album ze zdjęciami usłyszał kroki po białych, marmurowych schodach. Zanim zdążył się obrócić obok niego siedział już Tom. Taki całkowicie normalny, wyspany, wykąpany, pachnący, lekko uśmiechnięty. Pamiętał, że radość o mało nie rozerwała mu serca. Pamiętał też, że to była pierwsza ich rozmowa od tak długiego czasu, rozmawiali całą noc śmiejąc się i płacząc raz po raz, aż do chwili, gdy powitał ich blady świt.
‘’-Wiesz Bill. Chciałbym, żeby między nami było tak zawsze. Chcę żebyś był, wspierał, pomagał, współczuł, podnosił mnie za każdym razem, gdy upadnę, nawet chcę znosić te twoje fochy, pretensje i mega śmieszne wymówki i groźby.
-Moje groźby Cię śmieszą? A chcesz po głowie dostać Kaulitz?- usłyszał w odpowiedzi. Spojrzał na bliźniaka, który zwęził oczy i ściągnął brwi przy okazji wbijając jeden ze swoich długich, czarnych paznokci w jego klatkę piersiową. A on po prostu uśmiechnął się delikatnie po czym uścisnął Billa.
-Kocham Cię Bill. Jesteś najlepszym bratem pod słońcem. Ba! Na całej ziemi i w całej galaktyce!
-Och! Nie przesadzaj. Koniec tego podlizywania- skwitował ze śmiechem młodszy Kaulitz i drobną, szczupłą dłonią uderzył w umięśnione ramie Toma.- Idę zrobić popcorn, zamówimy pizze, piwo i oglądniemy coś.
-No okej, ale ja wybieram film!
-Czemu akurat ty?
-Bo ty się nie znasz- odparł gitarzysta wystawiając dziecinnie język w stronę brata. Już ze szerokim uśmiech podchodził do wieży z płytami DVD.
-Wiesz Tom? Ciebie też dobrze mieć przy sobie. I cieszę się, że wszystko idzie ku dobremu. Pamiętaj, że nigdy nie jesteś sam.- dodał Bill opierając się o skórzany fotel. Z błyskiem w oku i szczęściem w sercu patrzył na bliźniaka.
‘’Ty nigdy nie
będziesz sam. Zawsze jestem obok, gotowy, aby za Ciebie umrzeć.’’
I'm dying to show you
Fighting to get you
Fighting to get you
Oh no, I'll never let you go
Oh no, I hate that I need you so.’’
Oh no, I hate that I need you so.’’
~~*~~
Minął
równo tydzień. Od równo tygodnia nie jadł, nie sypiał tylko wypalał jednego
papierosa za drugim. Teraz wiedział już co znaczyły słowa lekarza w wigilię.
Niegroźny zawrót głowy stał się dla niego zarówno męczarnią jaki testem na
cierpliwość, której z chwili na chwilę miał co raz mniej. Siedział przy jej
łóżku od wczesnych godzin, a wychodził dopiero późnym wieczorem. Codziennie
przynosił nowy bukiet jej ulubionych czerwonych róż i z nadzieją ściskał jej
dłoń mówiąc jak bardzo nie chce, żeby znów go zostawiała.
‘’Spalam
ból z każdą jedną białą rurką z napisem Marlboro.’’
-To widzę, że trafiłem z pierwszą częścią niespodzianki- odrzekł przyglądając się jej z uśmiechem.
-Jak najbardziej.- uśmiechnęła się szeroko i podążyła do kuchni po drodze chwytając kryształowy flakon.
-A czemu akurat czerwone?- spytał przepuszczając ją w drzwiach
-Czerwone róże są romantyczne Tom. Ukazują swoją delikatność, na płatkach mają wypisane wręcz wszystkie najpiękniejsze poematy miłosne, a swoim kolorem i drobnymi kolcami pokazują nam swoją drapieżność i namiętność.- powiedziała stawiając flakon na stoliku i z dokładnością układnością oraz precyzją zaczęła rozstawiać kwiaty w swój wymyślny sposób.- No i pięknie!- dodała i klasnęła w dłonie.
-Uśmiechaj się częściej.- mruknął obejmując ją w pasie.- Kocham się w twoim uśmiechu.- zaśmiała się perliście i zarzuciła szczupłe ręce na jego szyję.
-A jest coś czego we mnie nie kochasz?
-Chyba nie znalazłem jeszcze takiej rzeczy.- uśmiechnął się całując ją w czoło- Jesteś moim najpiękniejszym grzechem, moją codziennością, moją potrzebą, moim życiem. I nie odchodź nigdy, bądź zawsze- szepnął wpijając się w jej usta. Przylgnęła jeszcze mocniej do niego, łapczywie spijała słodkość z jego warg, ledwie łapiąc oddech.
…I tak
trwali w swej codzienności i trwać chcieli do granic możliwości.’’
~~*~~
‘’Cześć. Nazywam się Tom
Kaulitz. Nazywają mnie łamaczem kobiecych serc, niemieckim casanovą, a tak
naprawdę jestem zwykłym facetem z gitarą w ręku, którego historia zaczyna się
od wielkich marzeń. Każdy z was patrząc na mnie stwierdziłby, że jestem cholernie szczęśliwy. Mam świetnego brata, wspaniałą matkę, ogromną posiadłość, najlepszy zespół z wieloma nagrodami na koncie i kupę kasy. Czego chcieć więcej prawda?
A jednak przez moje nie do końca skromne życie przeplatają się też smutne epizody. Do pierwszego z nich i zarówno chyba najgorszego wliczam jej zniknięcie. Z chwilą jej odejścia posypał się cały mój świat. Zamknąłem się w pokoju na długie miesiące. Nie wychodziłem, nie jadłem, nie sypiałem. I wiecie co? Zawsze myślałem, że lepszego brata mieć nie mogę, aż do momentu, gdy codziennie przychodził, pukał do moich drzwi, siedział pod nimi i godzinami opowiadał jakieś historie wzięte z kosmosu. Wtedy okazało się, że Bill jest więcej niż bratem, jest osobą bez której nie potrafiłbym normalnie funkcjonować. Był, trwał, kochał i uparcie dążył do mojego odbicia się od dna. I za to dziękuje mu z całego serca, bo w sumie nie wiem co mógłbym zrobić, aby wyrazić swoją wdzięczność.
Kolejnym tym razem wspaniałym epizodem życiowym był jej powrót. Znalazłem ją pod jakimś drzewem to był chyba dąb… A może kasztan? Mniejsza o to. Wyglądała tak niewinnie, była taka zagubiona i skrzywdzona. Gdy usłyszałem jej szloch przez telefon, nie zastanawiałem się, rzuciłem wszystko i pojechałem po nią. Chciałem zabić każdego kto ją skrzywdził. Ale pod presją jej błagania odpuściłem.
Dziś minął ponad tydzień, a ona dalej się nie obudziła. Nie wiem co się z nią stało. Lekarz twierdził, że mogą być to powikłania po wypadku albo innym ciężkim przeżyciu. Ale… Po jakim wypadku? Przecież ona jest cała i zdrowa! Może trochę zagubiona, niepewna, nieufna wobec innych, ale zdrowa!
Zwariuje, oszaleje. Ona nie może mnie zostawić. Przecież dopiero co ją odzyskałem. Boże! Nie zabieraj mi jej.
Jak struna gitary,
Zanim smutna umilknie- drga
Tak i serce podczas miłości bije
Aż w końcu ucichnie i łka.’’
Śledził dokładnie każdy zapisany przez siebie wers. Z każdym kolejnym chciał wybuchnąć histerycznym śmiechem. Po co to wszystko napisał? Przecież i tak nikt by go nie wysłuchał. Wszyscy znają go jako sławnego Toma Kaulitz’a, który wiedzie życie na poziomie, że jego historię zawsze były wysłane różami. Nikt go nie zrozumie prócz Billa i Simone, ale oni nie muszą nic słyszeć, by wiedzieć jak jest mu źle. Tym bardziej, że młodszy Kaulitz jest jego bliźniakiem, więc w zasadzie czuje to samo co on. Z grymasem na twarzy wstał, zgniótł kartkę i cisnął nią do kosza. Wrócił na miejsce czarnego krzesła, wbił zmęczone spojrzenie w drobną postać leżącą bez ruchu na szpitalnym łóżku i siedział tak do 21, aż do chwili, gdy przygruba pielęgniarka niemalże siłą go wyrzuciła.
‘’Czyli tak wygląda oddanie tych ludzi? Moich fanów, przyjaciół?
W dzień robią dla mnie wszystko, a w nocy, gdy jestem najbardziej samotny, gdy potrzebuje pomocy, gdy jest mi cholernie źle i ciężko przestają mnie znać .
-Nie mów mi tylko, że czujesz się przegrany- szepnęła mi pewnego wieczoru ironia.
-Jestem tym, który zawsze wygrywa- odszepnąłem
-Więc dlaczego tu stoisz? Otacza Cię tłum ludzi, a Ty czujesz zimną pustkę. Czujesz samotność. Dlaczego jesteś sam? Odrzucony, w pewien sposób przegrany?
-Bill i mama to ludzie dzięki, którym samotność nie ma prawa zamieszkać w moim sercu. I właśnie dzięki nim krocze twardo po ziemi na złość innym.- odpowiedziałem spoglądając na rodzicielkę i bliźniaka z uśmiechem. Jak dobrze mieć ich przy sobie. Być potrzebnym, kochanym i mieć pewność, że jest ktoś kto skoczyłby za Tobą w ogień.’’
__________________________________________________________________________
Mamy 10! Matko, jaka jestem szczęśliwa :D. I o wiele bardziej podekscytowana jeśli chodzi o to w jaki sposób odbierzecie ten okrągły rozdział :3.
No jak katastrofa to już jedna za drugą ;). Nie oszczędzam chyba za bardzo tej mojej Emily.
Ogólnie nie podoba mi się to ;/. Nie no w sumie może nie wszystko, ale na pewno wspomnienia Billa, których inaczej nie potrafię już obrać w słowa. No ale cóż... Nie zawsze jest tak idealnie jak chcemy.
Ten rozdział dedykuje wszystkim i każdemu z osobna. Dziękuje i do następnego moi drodzy! ;) ;*
Taki bardzo smutny rozdział .... :(
OdpowiedzUsuńKiedy doczekam się czegoś dobrego i miłego ;>?
Mimo wszystko uwielbiam Twoje opowiadania dziewczyno :)
Cieszę się,że tak często się pojawiają . Życzę dużo weny ! :*
Jak to jest, że zawsze tu trafię z idealnie dopasowanym nastrojem? :D
OdpowiedzUsuńNie oszczędzasz jej, to nie podlega wątpliwości. Toma również. Dużo prawdy jest też w tym, że od Emily zależy, kiedy się obudzi... Od jej chęci i determinacji. I przecież ma tę motywację, nie? Przecież dopiero co siedziała w objęciach ukochanego faceta... Więc czemu nie chce do niego wrócić? Nikt tak bardzo nie czeka, jak on... ;c
Mam nadzieję, że kolejny odcinek przyniesie nieco więcej radości Twoim bohaterom, przy czym także czytelnikom :)
Pozdrawiam ;*
Nie szczędzisz jej. Ale w życiu nie jest, jak w bajce. Jak już coś się sypie to ciągiem, by móc potem trwać jak najdłużej w dobrej aurze. Nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji, więc nie potrafię sobie tego wyobrazić tego tak dokładnie jakbym chciała, a Ty sprawiłaś, że czułam się jakbym była tam na miejscu Toma. Że ja czekam, aż ukochana osoba się wybudzi, że to ja każdego dnia walczę ze sobą za naszą dwójkę. To jest niesamowite, bo takie rzeczy płyną z serca. Ze złotego serca. Wspomnienia Billa, czy wiesz, że uwielbiam, gdy wspominasz wydarzenia z ich przeszłości? Można powiedzieć, że byłam kiedyś w podobnej sytuacji. Tylko, że przy mnie nie było takiej osoby, jak Bill, a mimo to udało mi się wstać. Co prawda z uszczerbkiem na mojej psychice. W bliźniakach pozostawiło to piętno, które już zawsze będzie im towarzyszyć. Opowiadania Billa od razu skojarzyło mi się z filmem- Siedem Dusz. Tacy ludzie są potrzebni, szkoda, że czasami aż za bardzo się poświęcają. Tom, jest mi tak przykro...Tyle na nią czekał, tyle przecierpiał, a gdy ją odzyskał, ona znowu wymsknęła mu się z rąk. Jest jak zakazany owoc, który każdy pożąda.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy, bo muszę się dowiedzieć, co się stanie z Emily Engel i dużo weny życzę!
Oj nie oszczędzasz hehe ale cóż nie zawsze jest tak kolorowo jak nam się wydaję, Nie wiem jak Ty to robisz, ale co raz bardziej zaczynam się wczuwać w bohaterów. Co raz bardziej zaczynam się nimi czuć kiedy czytam Twoją historię.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi tylko Toma, raz już ją stracił, teraz znowu i to jeszcze wszystko stało się tak nagle i we wigilię. Mimo, iż wszystko może się zdarzyć to nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w swoim życiu. Odcinek bardzo smutny, ale dopasował się w mój humor idealnie !
A co do Em i Billa hmm, widzę że jego duma na razie ustąpiła i chce pomóc bratu. Jestem ciekawa jak między cała trójką się ułoży. Dziękuję, że piszesz tak wspaniale i potrafisz za każdym razem zaczarować mnie od początku tak jak za pierwszym razem ! Życzę dużo weny i pomysłów na dalszy ciąg historii i oby już Emily nie doświadczyła więcej bólu i smutku ! Pozdrawiam ;*
Wow, tego się kompletnie nie spodziewałam. Wypadek? O matko, co się porobiło! Mam nadzieję, że Emi szybko się wybudzi! Bo Tom znów nam zmarnieje... I to jak pięknie pisał o miłości. Mimo, że udaje casanovę to na pewno jest wrażliwym człowiekiem, podobnie jak braciszek zresztą, ale nie ma tyle odwagi, by przestać grać macho. Ot, co.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny na kolejne odcinki, bo piszesz naprawdę dobrze! :* A jedyne co mnie denerwuje to weryfikacja obrazkowa xD Jakby dało radę coś z tym zrobić. Pozdrawiam :))))
O matko, o matko, o matko! Nie wiem, jakim cudem ominęłam ten rozdział, ale naprawdę żałuję i przepraszam!
OdpowiedzUsuńPopłakałam się o.O Convulette, uwielbiam Cię i doskonale o tym wiesz, ale tym rozdziałem powaliłaś mnie na łopatki. Jest świetny. Nie, to za mało. Jest perfekcyjny w każdym calu. Co z Emi? Dlaczego tak nagle straciła przytomność? Powiedz, że ją wybudzisz w następnym rozdziale, bo nie wytrzymam!
Kocham Twojego Toma. Jest idealnym materiałem na faceta i... kurcze no. Tak bardzo przeżywam ten rozdział, że serio nie wiem, co mam w ogóle napisać... Ale jeśli chodzi o fragment opowieści Toma - mistrzostwo. Zawsze uważałam go za zwykłego i na pewno nie w pełni szczęśliwego człowieka, bo umówmy się - ten kto dużo gada, przeważnie ma najwięcej kompleksów.
Bill mnie zaskoczył. Sądziłam, że będzie miał gdzieś to, co się dzieje z Emily, a jednak cierpienie brata pokazało, że jednak gdzieś tam posiada serduszko. Na stan aktualny kocham obydwu Kaulitzów ;)
No i kocham Ciebie za Spring Nicht i Attention ;)
Nie ma co, zajebista wigilia w domu Kaulitzów.
OdpowiedzUsuńWierzę, że Emi znajdzie w sobie siłę na pobudkę. Może nie dziś, nie jutro, ale znajdzie ją ..
Rozczulam się, gdy spoglądam na takiego Toma , naprawdę ... jest taki kochany. Przykro mi będzie, jak Emi odejdzie od niego, gdy dopiero przed chwilą na nowo się spotkali. To jeszcze za wczesnie, zdecydowanie za wcześnie ..