wtorek, 29 grudnia 2015

020.

Witam wszystkich (bądź nikogo już) po prawie półrocznej przerwie. W końcu i mnie czas, chęć i wena odwiedziły.

Rozdział dedykuje K'Bill. Dziękuje za komentarz, który pozostawiłaś z zapytaniem co się ze mną dzieje <3.

Miłego czytania.



                                                                           ~~*~~

''It’s harder starting over
Than never to have changed.''



Blask nocnej lampki rzucał cień na jego skupioną twarz. Usadowiony wygodnie w miękkim, skórzanym fotelu, dłonie zaciskał na jego podparciach. Wskazówki zegara powoli przemieszczały się na jego tarczy, a on z wzrastającą niecierpliwością czekał. Milion myśli, tysiące scenariuszy, setki emocji, dziesiątki błędów, jeden cel- ona. Drobna brunetka o błękitnym spojrzeniu, winna całej sytuacji. Dobrze wiedział, że odnowione uczucie to tylko kwestia czasu. W przeciwieństwie do brata, zaślepionego miłością wiedział, że ona pojawiła się w ich życiu tylko po to, aby znów wnieś w nie chaos. W przeciwieństwie do niego wiedział gdzie powinno być jej miejsce.

-Jesteś w końcu.- mruknął, gdy pomieszczenia gwałtownie wtargnęła kobieta.
-Korki, wybacz.- odparła aksamitnym głosem posyłając słodki uśmiech- Więc co jest tak ważne, że sprowadziłeś mnie, aż z Rosji?- usiadła na wprost mężczyzny, założyła nogę na nogę i odpaliła papierosa. Zmierzył jej zgrabne ciało ostrym spojrzeniem i bez słowa rzucił na dzielący ich stolik zdjęcie.
-Masz ją usunąć z rodziny Kaulitz'ów raz na zawsze.- skwitował szorstko dopijając whisky
-Co dostanę w zamian?
-Wykonaj zadanie, a dostaniesz odpowiednią zapłatę.- wścibskie spojrzenie spod kurtyny długich rzęs prześledziło zawzięty wyraz jego twarzy. Uśmiechnęła się, a Bill doszedł do wniosku, że biel jej zębów idealnie kontrastuje z krwisto czerwoną szminką na pełnych ustach, której zawsze używała.
-Bądź pod telefonem Kaulitz.- dodała kierując się ku drzwi. Nim zdążyła chwycić szczupłymi palcami za klamkę męska dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku.
-Nie zawiedź mnie Jauch.- wycedził zaciskając żuchwę. Jego spojrzenie nie przyjmowało sprzeciwu, a akcent którym podkreślił drugie słowo utwierdziło ją w przekonaniu, że jest cholernie poważny i zdeterminowany. Ujęła jego nieskazitelną twarz w dłonie, aby spojrzeć w głąb ciemnych tęczówek. Złożyła subtelny pocałunek na spierzchniętych ustach.
-Masz moje słowo.

''It's over your play…

You lose.''


                                                                    ~~*~~

''Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje.

Miłość jest najpiękniejszym uczuciem jakiego może doświadczyć człowiek. Miłość jest potężna. Zmienia ludzi na lepszych, wystawia ich wytrzymałość na próbę, jest wszystkim. Ale nie oczekuje niczego prócz wzajemności. Pojawia się niespodziewanie, nie pyta o pozwolenie i o długość trwania.

Miłość jest wtedy, gdy budzisz się u boku tej samej osoby. Gdy kochasz ją nie tylko o zachodzie słońca, lecz i o wschodzie. Gdy kochasz ją za wszystkie błędy, pomyłki, wady. I choć nie jest ideałem, to dla ciebie jest najcudowniejszą chwilą, którą przedłużasz w nieskończoność.

Miłość to kochanie jednej osoby każdego dnia, za wszystko i za nic. Z całych sił, aż brakuje ci tchu.

Choć wiem, że przecież nie zawsze będzie nam łatwo wierzę w nas. Wierzę, że nasza miłość jest silniejsza niż największa burza, która kiedyś się pojawi. Bo pojawi się prawda? Zawsze zjawia się w najmniej odpowiednim momencie. Ale nic nas nie zniszczy. Jesteśmy silniejsi niż poprzednim razem.

Czym jest wspólne życie? Przebywaniem ze sobą, zasypianiem obok siebie, wspólnym śniadaniem, założeniem rodziny? Tak, kiedyś podwoimy swoje szczęście. Pojawią się nieprzespane noce, płacz naszego dziecka, nieustanne kłótnie o drobiazgi, zmiany pieluch. Ja będę wstawał nie wyspany do studia, a Ty w dresach będziesz biegać po domu, by ugotować obiad i zająć się owocem naszego związku. Wieczorem będziesz wyrzucać mi wszelkie błędy popełnione za dnia.

I czy wtedy będziemy szczęśliwi? Wtedy ona zacznie wkradać się do naszego życia. Będzie próbowała oddalić nas od siebie.

Ale przyrzekam Ci, że wbrew wszelakim przeszkodom ja nigdy nie zwątpię w nas. Nigdy nie przestanę walczyć o nasze wspólne wczoraj, dziś i jutro.

Będę kochał Cię, póki śmierć mnie od Ciebie nie odzieli.
Tom''


                                                                    ~~*~~

Megan Sommers wchodziła właśnie do apartamentowca, który dzieliła wraz z mężczyzną swojego życia. Przemierzała hol z głową uniesioną dumnie ku górze, jak zawsze w takim momencie zastanawiając się gdzie mogła schować klucz. Dziesiątki ludzi, mieszających się stukotów butów, przekrzykujących się bądź stłumionych głosów.

-Dzień dobry panienko Sommers.- tylko na jeden zareagowała z uśmiechem. Głos starszego mężczyzny, z ewidentną siwizną pobłyskującą na włosach i siateczką zmarszczek na zmęczonej życiem twarzy.
-Dzień dobry panie Carter.- uścisnęła dłoń nocnego stróża, którego państwo zmusiło do dalszej pracy w starczym wieku.- Jak się pan czuje?
-Bywało lepiej, ale nie mogę narzekać.- odparł uśmiechając się cierpko- Coraz częściej dokucza mi kręgosłup.
-To nie w porządku, że ludzie w pana wieku muszą pracować.- odrzekał z przekąsem
-A powiedz mi dziecko co na tym świecie jest w porządku?- mruknął ściskając szczupłą dłoń dziewczyny.- Nie daj się tak wykiwać jak ja kochanie.- dodał na odchodne.

Pięć minut później otwierała już drzwi od ich wspólnego azylu. Rzuciła niedbale czarną torbę w kąt i weszła w głąb mieszkania.

-Georg! Mam świetny pomysł!- zakomunikowała od progu, uświadamiając tym samym grającego na konsoli mężczyznę o swoim przybyciu.
-Mam się bać?- usłyszała w odpowiedzi. Zgromiła wzorkiem zmierzającego w jej kierunku basistę z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
-Ha ha ha. Bardzo śmieszne Listing.- zmrużyła oczy w kolorze jasnej zieleni i wbiła idealnie wypielęgnowany paznokieć w wyrzeźbioną klatkę ukochanego.
-Oj kocie, żartowałem przecież.- usprawiedliwiał się brunet, a na znak pokoju ucałował czule jej malinowe usta.- Cóż to za genialny pomysł?
-Zrobimy imprezę, a nawet dwie.
-Jak dwie?- pytanie basisty rozniosło się po pomieszczeniu,a wyraz jego twarzy przyprawił Megan o salwę śmiechu.
-My urządzimy sobie babski wieczorek. A wy posiedzicie w męskim gronie.- odrzekła dumnie uśmiechając się, lecz widząc zero zrozumienia u Georg'a postanowiła, iż z największą cierpliwością przedstawi mu swój plan.- Emily zaczyna powoli się przyzwyczajać do… nowej sytuacji. Więc ja i May'a jej w tym pomożemy. Natomiast wam też przyda się takie zjednoczenie zespołu. Tym bardziej, że między bliźniakami ostatnimi czasy nie jest za kolorowo.- wytłumaczyła cmokając ukochanego w policzek.- Zaproszę jeszcze Margaret, poznałam ją ostatnio na uczelni. Podobno niedawno się tu przeprowadziła, więc nowe znajomości przydadzą się jej.
-Nic nie mówiłaś o żadnej Margaret.- wyparował basista po chwili kalkulacji, lecz w odpowiedzi zastał tylko ciche pomruki z sypialni układające się w ''Co ja mam na siebie włożyć?''. Machnął rękom i wyciągnął komórkę z kieszeni.- Zadzwonię do chłopaków.


                                                                    ~~*~~

''Blackbirds following me...
They close in, swallowing me.''



Blask księżyca, który zabłysnął nad kalifornijską ziemią wkradał się po cichu do ich wspólnej sypialni. Leżeli tuż obok siebie, ściskając wzajemnie splecione dłonie. Błoga cisza nadawała tajemniczości i intymności, które wisiały gdzieś pomiędzy subtelną miłością, a namiętnością. Przyglądał się jej pięknym rysom, delikatnie gładząc blady policzek, jak gdyby bał się, że tą najmniejszą pieszczotą mógłby ją zranić. Słodkie usta wyginały się w uśmiechu, który błądził po jej twarzy. Z przymkniętymi powiekami wdychała ukochany zapach męskich perfum i napawała się biciem jego serca w głowie wyświetlając wycięty kadr z jego podobizną.

-Możemy jeszcze odwołać ten wieczór.- szept rozszedł się po pomieszczeniu, tym samym wywołując u niej przyjemny dreszcz. Ścisnęła jego dłoń mrucząc ciche ''nie''.- Emi, źle się czujesz. Od rana wymiotujesz, jesteś blada…
-Tomi.- musnęła dłonią jego rozgrzany policzek.- Wszystko jest okej. To nic takiego.- szepnęła całując subtelnie usta gitarzysty.
-Martwię się.- odparł przytulając ją do siebie.
-Nie musisz. Jestem dużą dziewczynką i żadna głupia grypa nie popsuje nam dzisiejszego wieczoru.- mruknęła w jego koszulkę, zaciskając na niej drobną dłoń. Spokój ich dwójki zakłóciło głośne pukanie.
-Gotowi jesteście?! Ile można na was czekać!- usłyszeli krzyk zza drzwi zniecierpliwionego Bill'a.
-Wieczność…- mruknął niezadowolony Tom, na co Emi cicho się zaśmiała.- Nie drzyj się mi pod drzwiami! Już wychodzimy!- odkrzyknął chwytając koszulę.- Kretyn.- dodał cicho obejmując silnym ramieniem drobną brunetkę.


''The pain, it comes in waves…''

                                                                    ~~*~~

Od dobrych dziesięciu minut stali pod apartamentowcem, w którym ich przyjaciel wykupił mieszkania dla siebie i ukochanej Megan. Tom stał oparty o drzwi samochodu, w którym siedział zniesmaczony całą sytuacją Bill. Niestety, gitarzysta tak jak miał w nawyku, gdy chodziło o Emi nie przejmował się podenerwowaniem i znużeniem bliźniaka. Muskał dłonią policzek ukochanej i na zmianę składał pocałunki na malinowych ustach. Deklarował cicho, że wystarczy jeden telefon, a on przyjedzie, aby zabrać ją do domu. Natomiast Emily uparcie twierdziła, że nie musi się niczym martwić, zapewniając go bladym uśmiechem.

-Jedzcie już.- mruknęła subtelnie całując usta Tom'a.
-Ale jak źle się poczujesz to zadzwonisz?- dopytywał się blondyn.
-Tak Tomi, zadzwonię. Obiecuje. Do zobaczenia.- posłała mu buziaka i machając niewzruszonemu Bill'owi zniknęła w drzwiach apartamentowca.
-Uważaj na siebie.- mruknął wpatrując się w główne wejście, kątem oka zauważając odjeżdżający krwistoczerwone BMW, z którego od przeszło piętnastu minut ktoś im się przyglądał.
-Jedziemy?- usłyszał za plecami. Powolnym krokiem ruszył w stronę miejsca kierowcy i odjechał z piskiem opon.
-Spóźnimy się przez te wasze czułości.- burknął niezadowolony Bill. Gitarzysta tylko się roześmiał, nie zawracając sobie głowy złośliwością brata. Wygrzebał telefon z kieszeni spodni i wstukał numer ukochanej.


''Miłej zabawy. Kocham Cię <3''

-Zwariowałeś?! Piszesz sms prowadząc auto? Chcesz nas zabić idioto?!- uniósł brew ku górze i ukrywając rozbawienia ponownie zaniósł się śmiechem.
-Wyluzuj. To tylko sms, a droga i tak jest prawie pusta.- odparł chowając komórkę.



                                                                    ~~*~~

''Byłem tak cholernie szczęśliwi, że najlepiej nie rozstawałbym się z nią nawet na pięć minut. Każdego dnia podwajała moje szczęście. Każdym uśmiechem, spojrzeniem, muśnięciem dłoni. Czułem się jak w tym filmie- trzy metry ponad niebem.

Tym bardziej dziś wolałbym zostać z nią w domu. Nakryć kocem, zrobić ciepłe kakao i do znudzenia oglądać filmy. Czułem, że coś złego wisiało w powietrzu. Być może to moja wyobraźnia, być może zbyt bardzo się martwiłem jej złym samopoczuciem.

Ale ten strach chwytający za serce nie dawał mi spokoju…
Tom.''
                                                                    ~~*~~

-O mamo! Zostaw w końcu ten telefon!- krzyk roześmianej Mayi sprowadził ją do świata, w którym powinna się znajdować, czyli babski wieczór u Megan. - Czy wy z Tomem nie potraficie nawet pięciu minut bez siebie spędzić?
-Na to wygląda, że nie.- odparła ze śmiechem.
-Dawaj ten telefon.- podała posłusznie urządzenie zielonookiej, która jak się okazało, wystukała numer gitarzysty.- Słuchaj Kaulitz, napisz jeszcze jednego sms to normalnie powyrywam ci wszystkie włosy. Jasne?! Mamy się bawić, a nie smęcić w sms'ach. Emi jest bezpieczna i świetnie się bawi, daj jej odpocząć chociaż przez chwilę od siebie.- w odpowiedzi obie usłyszały śmiech gitarzysty, który zapewnił, ze już dziś nie napisze. Lecz wbrew wszelkim zapewnieniom, Emi odczytała pięć minut później kolejnego sms.
-Boże, co za uparty facet.- westchnęła zrezygnowana May'a.- On tak zawsze?- zwróciła się do Emily podając jej drinka z colą.
-O wiele częściej niż mogłabyś myśleć.- odparła ze śmiechem blondynka.
-Hej, dziewczyny. Poznajcie Margaret, wczoraj dołączyła do mojego roku.- krzyknęła Megan wprowadzając do salonu wysoką i zdecydowanie ponętną brunetkę w krótkich, wystrzyżonych włosach. Biała obcisła sukienka uwydatniała jej pełne kształty, idealnie współgrając z czarnymi szpilkami i czerwoną szminką. Widząc grymas niezadowolenia na twarzy swojej rozmówczyni, Emily powoli się odwróciła po czym zastygła w bezruchu. Zlustrowała dokładnie przybyłą kobietę przez zmrużone oczy, a przeszłość dosłownie zawróciła jej w głowie.
-Czy… My… Ja cię znam.- mruknęła zszokowana podchodząc bliżej brunetki.
-Nie możliwe, dopiero co się tu przeprowadziłam.- odparła pewnie Margaret posyłając łagodny uśmiech.
-Jaa… Chyba muszę się przewietrzyć.- skwitowała Em, podążając w stronę balkonu. Tuż za nią kroczyły May'a i Megan.
-Emi? Wszystko gra? - zapytały równocześnie.


''Stałam tam. Zaszokowana, powstrzymując napad histerycznego śmiechu i potok łez. Wspomnienia wróciły, wyżynając w moim sercu bolesną ranę.

Przegrana, zniewolona przeszłością, szalona z rozpaczy, pragnąca wtulić się w jego ramiona.

Emily''


-Tak, wszystko w porządku.- odparła sceptycznie wysilając się na uśmiech.- Pomyliłam Margaret z kimś innym.
-Mam pomysł! Na rozładowanie emocji zamówmy seksownego, przystojnego i gorącego striptizera! Podobno Margaret zna jednego.
-No, no. Georg by ci dał striptizera.- odparła May'a kiwając palcem.
-Och, on nie musi o niczym wiedzieć.- rzuciła krótko Megan.

''światło blaknie...
Kiedy słabnę.
Łapie mnie w pułapkę przez błędy, które popełniłem.
Taką cenę płacę. ''

                                                                     ~~*~~

                                                         Dwie godziny później.

Wyciszona i zrelaksowana siedziała między piszczącymi ze śmiechu Meg i May'ą, które z pełnym zachwytem podziwiały tyłek striptizera. Kolejny drink wpuszczony do obiegu krwi sprawił, że nawet owa Margaret przestała być podejrzana. Zanosiła się śmiechem patrząc na zafascynowane koleżanki, lecz od miłej zabawy odciągnęła ją wizyta w toalecie. Mijając chwiejnym krokiem Margaret ruszyła do łazienki.

-Zrobię drinka, bo chyba dziewczyną są zbyt zajęte.- krzyknęła za Emily, która niespełna trzy minuty później odebrała z rąk brunetki swój trunek. Usiadła wygodnie w fotelu i przyglądała się maskaradzie, która wyglądała komicznie. Minęło zaledwie parę chwil, gdy Emily poczuła dziwne zawroty głowy. Jak gdyby podany jej drink zrobiony był z co najmniej pół butelki wódki. Po raptem mały łyku, który upiła z kryształowej szklaneczki wrócił jej w pełni humor. Problem natomiast pojawił się w niewyraźnym spojrzeniu, przez co rzeczywistość zaczęła przewijać się jej jak w zwolnionym filmie. Odstawiła szklankę na stolik, uniosła głowę ku górze, aby zorientować się w sytuacji. Jedyne co napotkała to zarozumiałe spojrzenie Margaret oraz wychodzące na balkon Megan i May'e.
-Smakuje?- usłyszała przesłodzony głos brunetki, która podążała w jej stronę wraz z półnagim striptizerem.- Pij, pij Engel.- zaśmiała się stając za fotelem.
-Kim…. Ty… jesteś.- burknęła chowając twarz w dłoniach.
-Twoim najgorszym koszmarem kochaniutka. Już raz cię zniszczyłam, a ty uparcie wróciłaś z podkulonym ogonem do Kaulitz'a. I wiesz co?- spytała łapiąc za podbródek Emi.- To był twój największy błąd suko.- dodała.
-Mia… Ty…- mruknęła upadając bezwładnie na podłogę.
-Zabierz ją do pokoju na końcu. Ja się zajmę tymi kretynkami.

Poczuła jak silne męskie ramiona ściskają jej drobne ciało. Po przejściu paru kroków, widziała jak drzwi od jednego z pokoi się zamykają, a ona zostaje brutalnie rzucona na łóżko. Słyszała stłumione głosy May, Megan i wciskającej im kłamstwo Mi. Rzekomo miała się źle poczuć, a striptizer- Jack, już wyszedł. Próbowała krzyknąć, powiedzieć im że to kłamstwo, ale straciła całkowitą kontrolę nad sobą. W głębi duszy pogodziła się już z tym co właśnie się stanie, lecz gdy usłyszała stanowczy głos rozsądnej Mayi, która nalegała, aby zadzwonić do Tom'a poczuła, że jeszcze nie wszystko stracone.

''Tom, gdzie jesteś?''

Ledwie przytomnym wzrokiem przyglądała się całej sytuacji. Widziała jak Jack rozpina rozporek, a ona usilnie próbuje go odepchnąć. Te minuty, które wystukiwał zegar ścienny wydawały się wiecznością. Z każdą z nich przestawała wierzyć w dobre zakończenie tego wieczoru. Czuła zaciskające się na jej pośladkach wielkie, spocone dłonie, gorące łzy same spływały po policzkach.


''Krzyk rozbijający się o głuchą ciszę. Oczy wypełnione łzami. Umarła dusza, pokaleczone serce. Oto jestem. Ideał mężczyzny, którego kochają miliony. Kobieta, która skradła serce casanovy. Owiana tajemnicą, wabiąca go delikatnością.

Powiadali wygrana.

A ja, z dnia na dzień przegrywam coraz więcej.
Nie mówię osobie. Beztroską Emily przegrałam dawno temu.
Każdego dnia przegrywam nasze szczęście.
Emily''



Nigdy nie należała do nikogo, nigdy nie była niczyją własnością. Aż do tej chwili, w której obcy mężczyzna zadecydował o jej losie. Zawsze sądziła, że wbrew wszelkim problemom ten kataklizm ją ominie. Myślała, że największa zbrodnia, którą mężczyzna może uczynić kobiecie jej nie dotyczy. Miała przecież swojego obrońce, który przyrzekł jej chronić. Lecz dziś znów została sama. Po raz kolejny musi samotnie stawić czoła zagładzie swojego małego świata. Tylko w jaki sposób?


''To tak jakby zawiązali ci oczy i kazali iść przez drogę pełną bomb.
Jakby zabrali ci głos i kazali krzyczeć.
To tak jakby związali cię w odludnym miejscu i kazali ci biec przed siebie.''

-Gdzie ona jest?!
-Tom uspokój się. Margaret powiedziała, że Em źle się poczuła.
-Gdzie jest Emily?!- wpadł do mieszkania jako pierwszy. Rozbieganym wzrokiem rozejrzał się po pomieszczeniu, a gdy nie napotkał zmęczonego spojrzenia ukochanej począł popadać w histerię. - Margaret? Jaka Margaret?- spytał rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu. Jego wzrok spoczął na ponętnej brunetce, która siedziała niewzruszona popijając drinka.


''Wspomnienia wróciły. Uderzyły z niewyobrażalną siłą. Serce ukazało głęboką szramę pozostawioną przez tę kobietę. Drżące dłonie zacisnęły się w pięści, a oczy zapłonęły nienawiścią.
 

-Nigdy cię nie kochała.- szepnęła czule muskając jego policzek.
-Kłamiesz.- odparł bez namysłu zaciskając żuchwę, powstrzymując wybuch emocji szalejących w jego obolałej duszy.
-Skoro kłamie to dlaczego ona- najważniejsza kobieta w twoim życiu, miała cię głęboko w dupie i zabawiała się z jakimś wyrzutkiem?''


-Mia…- szepnął patrząc z niedowierzaniem.
-To wy się znacie?- aksamitny głos Megan z wyraźnym zadowoleniem przeciął niezręczną, przesiąkniętą nienawiścią ciszę niczym błyszczący sztylet. Gitarzysta obejrzał się za siebie, półprzytomnym od gniewu spojrzeniem spoglądnął na zszokowane twarze przyjaciół. Tylko Bill stał przy frontowych drzwiach, jego mimika nie wyrażała najmniejszego zdziwienia. Zgarbiony, zdeterminowany, unikający wzroku bliźniaka. Po raz pierwszy przez całe ich życie, jego własny brat nie stanął tuż obok niego w chwili tak ważnej jak ta. Po raz pierwszy nie odezwał się nawet słowem, aby obronić Tom'a. Cóż jeszcze go dziś zaskoczy? Czy może być coś jeszcze gorszego niż chłodna bezinteresowność własnego bliźniaka?
-Gdzie jest Emi? Który pokój Meg?- mruknął podciągając rękawy koszuli.
-Och, Tomi nie irytuj się tak. Twoja królewna jak zawsze zabawia się po kątach.- na dźwięk tego jakże beznamiętnie przesiąkniętego sztucznością głosu zacisnął szczękę próbując powstrzymać wybuch furii. Usłyszawszy od przyjaciółki odpowiedź ruszył do przodu. Zamknięte na klucz drzwi pokoju potwierdziły jego scenariusz, którego pragnął się wyzbyć. Pod wypływem kopnięcia drewniane zamknięcie z wstawionymi czterema małymi szybkami wyleciały z futryn. Obraz, który zastał odjął mu rozum.


''Jedno jej spojrzenie błagające o pomoc. I już wiedziałem, że dla niej będę w stanie zabić.
Przysięgałem jej bronić, więc przybyłem. A każdy, który odważy się zadać jej ból zostanie skrzywdzony. Każdy, kto wyciąga dłoń po to co należy do mnie zostanie zniszczony.''


Miał dłoń zaciśniętą w pięść. Wszyscy się go bali, a on po prostu trzymał własne szczęście bojąc się, że gdzieś po drodze je zgubi.


-Ty bydlaku! Łapy precz od mojej kobiety!- jednym ruchem powalił zszokowanego oprawcę ukochanej i wymierzył mu w twarz prawy sierpowy. Jeden, drugi trzeci… Bił bez opamiętania, w akcie szału nie zwracał na uwagi na krzyki przyjaciół oraz na odciągającego go od Jack'a Gustava z Georgiem.
-Tom! Stary wystarczy. Słyszysz!?
-Zatłukę skurwysyna.- uniósł zaciśniętą pięść ku górze, lecz nim zdążył uderzyć nią twarz mężczyzny został powstrzymany przez Listing'a.
-Emily cię potrzebuje Tom.- te słowa były jak kubeł zimnej wody. Mechanicznie puścił obitego Jack'a i przysiadł tuż obok ukochanej zamykając jej wiotkie ciało w silnych ramionach.
-Już jestem. Nic ci już nie grozi. Jestem kochanie.- tulił ją do siebie kołysząc się na boki, aby uspokoić odurzoną dziewczynę.- Tak bardzo cię kocham Emi.- szeptał czule całując jej czoło.


 ''I teraz
Stałaś się częścią mnie
Już zawsze tu będziesz
Stałaś się częścią mnie
Zawsze będziesz moim strachem. 

Koniec maskarady.''

____________________________________________________

Linkin Park: Figure 09, Final Masquerade, Blackbirds.